Mój tata ostatnio powiedział, że szczęście to wypadkowa losu.
I
tak, w znacznym stopniu muszę się z tym zgodzić, choć wciąż wiem, że dużo
zależy od nas samych – od tego jak kierujemy własnym życiem. Tyle, że w
większości przypadków, kierujemy tym co nas spotyka, tym co „dostajemy” od losu.
Jak słucham ludzi i ich historii, zastanawiam
się jak to różnie może być, jak to jedna drobna decyzja ciągnie za sobą pasmo konsekwencji,
jedno nieodebranie telefonu za dużo. Patrzę na swoje życie krytycznie, robiąc
rachunek, bardzo surowo oceniam siebie, dużo od siebie wymagam, dlatego od
innych tez sporo. Cisnę siebie każdego dnia ile mogę, to, to, to i jeszcze
tamto. Nie spoczywam, wiem, że mogę więcej dlatego, że niemożliwe nie istnieje.
Potem patrzę tak na innych ludzi i myślę sobie „po cholerę”. Przecież
tracę szczęście dnia codziennego goniąc za czymś tam więcej. Po co spalam się
każdego dnia jak ten dzień nie powtórzy się, to trochę jakbym jego traciła. Ale
w tym wszystkim jest coś takiego we mnie co nie pozwala mi odpuścić – nie wiem,
to chyba waleczność, nie nie wiem, czy znam drugą tak waleczną osobę jak ja.
Mam wrażenie, że całe życie o coś walczę, żeby utrzymać się na powierzchni.
Wiem jednak, że właśnie ta cecha nie da mi „zginąć”. Poza tym jestem na tyle
szalona i uparta, żeby coś osiągnąć.
Nie wiem, czy ktoś jest w stanie wyobrazić sobie
jak wygląda życie osób prowadzących sezonowe interesy. Powiem krótko – nie ma
życia. Ludzie czasami nie mają litości dla nas. Wczoraj miałem jeden z gorszych
dni – to już ten czas – przesilenia, drugi miesiąc pracy z rzędu, od rana do wieczora,
codziennie, bez jednego dnia wolnego. Czuję jak tracę cierpliwość, czuję jak
moje samopoczucie spada – już nie potrafię być „ponad to”. Jak ktoś pierdoli
bzdury to już nie potrafię uśmiechnąć się i przeprosić – tak po prostu, dla zasady,
w myśl klient nasz pan. Strasznie siebie za to nie lubię, ale tak dzieje się.
Wiem, ze każdy kto pracuje w bezpośrednim kontakcie z klientami doskonale mnie
zrozumie, ale to nie zmienia faktu, ze powinnam być lepsza niż jestem, a już po
prostu nie mam na to siły. Nie dość, ze jest najgorszy sezon od 11-stu lat to
jeszcze ludzie są najbardziej męczący ever. Roszczeniowi – tu i teraz. Jedną
ręką parzę kawę, drugą zapisuję zamówienie, w głowie myślę, czy pierogi dla
tego niecierpliwego Pana już poszły i czy papier w toalecie nie skończył się, a
nogą odsuwam krzesło, żeby Emilia przeszła z daniami. We mnie nie widzą
człowieka, tylko robota – już czasem nawet tak czuje się. Tyle ile ludzie
potrafią dać popalić, to gdy przychodzi kolejny gość, ja patrzę na niego jak na
wroga – ile mnie energii kosztuje „zresetowanie się” po takim toksycznym
kliencie to tylko ja wiem. Gdy zapada cisza, klienci wychodzą ja robię listę co
trzeba kupić w Makro, zamykam restaurację i jadę na zakupy, tyle, że zanim
wysiądę to 10 min posiedzę w ciszy pod makro, zbiorę siły i znowu wstaję. Jest
23:00 już dojeżdżam do domu, marzy mi się kąpiel, ale szkoda mi czasu – biorę
prysznic. Rano wstanę o 7 i usiądę przy komputerze, pojadę pokręcić materiał na
socjalowe profile, które obsługuję dla firm. Innego dnia coś naskrobię na
bloga, zrobię rachunki, pojadę do księgowej przed pracą, już zaczynam też
myśleć co od września/października. Nie, nie, znowu nie pojadę na wakacje, bo
niby z kim i gdzie jak granice zamkną – pójdę do nowej pracy – dobra w tym
jestem. To wychodzi mi najlepiej. Jeszcze przecież jest cała reszta, która
dzieje się równolegle. Jakieś moje relacje, przyjaciele, dla których często
zwyczajnie nie mam czasu. Niełatwo jest mi decydować jak poświecić ten drobny
czas który mam, oczywiście kosztem wcześniejszego wstania, późnego położenia
się spać, czy spóźnienia się do pracy, do urzędu, czy gdziekolwiek gdzie
naprawdę powinnam być. Wiem, ze oni to zrozumieją i wiedzą czasami ile
wyrzeczeń dla mnie spotkanie z nimi oznacza. Sezon dla mnie to jedna wielka
logistyka i czas przetrwania, dlatego tak bardzo powinnam dbać o swój spokój,
dobre samopoczucie, nie mącenie jego jakimiś zawirowaniami, niesnaskami, bo to
nie moja bajka. To tez próba mojej cierpliwości. Pomylone dostawy, złe ceny na
fakturach, dokumenty, ZUS-y, umowy, HACAP to wszystko czego codziennie muszę
skrzętnie pilnować, ktoś nie może przyjść do pracy, komuś dziecko rozchorowało
się.
Dom? W sezonie nie wiem co to takiego. Nie
sprzątam, w lodowce jest tylko światło, jedyne co robię to nieskończone ilości
prania. Jak hotel i to słabej klasy – wchodzę, śpię i wychodzę…
I choć jestem
skrajnie zmęczona, wycięczona to cholernie lubię to co robię – chociaż czasami
ten wykres to sinusoida z góry na dół i odwrotnie to jestem szczęśliwa, że
jestem „u siebie”.
Wracając do tego szczęścia, to temat rzeka, ale
co to w ogóle jest „wypadkowa losu” – czy to, to wszystko co nas otacza, to
wszystko co dajemy światu i ludziom dookoła nas, czy może tak zwane
„przeznaczenie”? Wierzę, że to co „wysyłamy” – wraca. Każdy uśmiech, mały gest,
dobre słowo. Siejesz dobrą energię to ją dostajesz. Siejesz zamęt i ignorancję
to coś właśnie tracisz. Postępując źle nie dostaniesz dobra. Ludzie są jak lustra
– odbijają to co dostają. Życzliwość dla mnie składa się właśnie z tych
drobnych, codziennych gestów. Ze znajomego baristy, który wita mnie uśmiechem w
nowej kawiarni i mówi, że miło mnie znowu widzieć po takim czasie. Zawsze byłam
miła, zadowolona, mimo, że robiłam największe zamieszania przy zamówieniach, a
moja zmodyfikowana kawa jest znana już w całym Trójmieście, ale właśnie tak
zaczynam „dobry dzień”.
A może w odniesieniu do cytatu Sundar Pichi szczęście to nie wydarzenia, które nas spotykają, tylko to jak my je zinterpretujemy, jak się do nich nastawimy?
Wracamy
do punktu wyjścia i jednak szczęście jest zależne od nas, od naszego
nastawienia… Zostawię Was z tym pytaniem, bo przecież stan szczęścia dla
każdego będzie oznaczał coś innego…
Wiem, że nic nie dzieje się bez przyczyny, a
wszystko po coś, choć czasami ciężko nam zaakceptować bieg wydarzeń, to nie
mamy na to wpływu.
Nie chcę karmić złego wilka w sobie, a tylko tego dobrego <3.
P.S. „Jeśli ktoś jest szczęśliwy to nie dlatego, że wszystko w jego życiu dobrze układa się. Szczęśliwy jest dlatego, że jego podejście do wszystkiego w życiu jest dobre”